Stereotypy łamiemy...
Powtórzę się, ale niechcący usunęłam część wpisów i nie mogę ich odzyskać (dodam jestem blondynką). Otóż jesteśmy nietypowymi rodzicami pracującymi na zmianę i mającymi swoje pasje.. Ja pracuje na 1/2 etatu w przedszkolu jako nauczyciel, uwielbiam tworzyć i zdobić przedmioty techniką decoupage, często zatracam się do późnych godzin nocnych w szale twórczym. A Darek jest technologiem żywienia i instruktorem tańca ludowego – to jego wielka pasja. Namawiam go, żeby coś napisał o zespole, bo zaczyna pisać na blogu i fajnie. On ma inne spojrzenie na życie i dlatego się uzupełniamy. A, że mam jutro wychodne (jadę na kurs) – WNUKI rządzą sami w domu, może coś tam skrobną.
Wracając do tematu, najbardziej jednak ludzi dziwi, że obydwoje pracujemy mając w domu nieuleczalnie chore dziecko. Nawet pani psycholog z hospicjum miała minę „…..”, kiedy nas odwiedziła w domu. Pewnikiem w wielu oczach to ja jestem wyrodną matką – sama nazywam się MATKĄ KOSMITKĄ. Chodzę do pracy, do tego odwiedzam fryzjera i kosmetyczkę od czasu do czasu, a to zbrodnia według niektórych napotykających mnie ludzi ( według nich najprawdopodobniej powinnam użalać się nad sobą, płakać, chodzić w starych ciuchach wyglądać jak ludzie, którzy nie maja swojego domu).
Ostatnio zadano mi pytanie czy to nie czasem ucieczka przed chorobą Ady! NIE - to walka o normalne życie, o równowagę psychiczną mojej rodziny. Mąż świetnie zajmuje się Adą, czasem pomoże nam moja mama i moja siostra. Nie jest łatwo, ale cieszę się że pracuję i rozwijam się. A to że jak każda kobieta dbam o siebie nie można zaliczyć do zbrodni. Mogę powiedzieć że jesteśmy niezłymi artystami, a jak w każdym domu artysty mamy tzw. kontrolowany nieporządek, ale czasami coś przyłazi w nocy i bałagani (stwór, krasnal, inna zaraza) – wiem, bo innych znajomych to coś odwiedza. Planujemy draństwo złapać, ale jest sprytniejsze od nas (hahaha). Jednak nasz dom jest otwarty, a że czasem wjedzie niezapowiedzianie lekarz i zastanie wystawę „porządek jest u sąsiada i wróci jutro” no to ma przynajmniej troszkę kultury w nudnym lekarskim żywocie. Z tego miejsca pozdrawiamy dr M….. cóż życie. Troszkę mnie to nurtuje jak każdą kobietę, dlatego wolę wiedzieć dzień wcześniej, że nas ktoś nawiedzi, bo pół godziny przy Adki wybrykach :) nie starcza na ogarnięcie, aleeeeeeeeeeee. szczególnie męczące są takie naloty w okresie tzw. niekorzystnego wpływu pogody na organizm ludzki – meteopaci wiedza o czym mówię. Zdradzę wam sekret, że ostatnio właśnie te wizytacje mnie troszkę wyprowadzają z równowagi, bo niestety w artystycznym domu bywa jak bywa. Ale mam wyrzuty sumienia, bo mogą sobie pomyśleć ludzie nas odwiedzający, że jakoś nie dbamy o Adę, a mój mąż dodaje „czego ty się przejmujesz przecież to nie muzeum, jak ktoś dzwoni ci że za 15 minut będzie to powinien liczyć się z tym, że może mnie zastać w szlafroku po nocnej zmianie. W dobrym guście jest zapowiedzieć się wcześniej, a nie jakieś biegające strusie pędziwiatry”. No i on ma chyba rację. A że należy do tej grupy mężczyzn, którzy widzą coś w sprzątaniu dlatego mnie to uspokaja.
A wracając do tzw. normalności. Najbardziej zabolało mnie stwierdzenie pewnej pani, która zarzuciła mi uśmiech na twarzy - jak ty możesz iść ulicą i się uśmiechać, masz taką tragedię w domu - powiedziała. Zatkało mnie obróciłam się na pięcie i poszłam, to było na początku choroby Ady.
Teraz już wiem co odpowiadać - uśmiecham się, bo mam szczęśliwą rodzinę, bo czuję się spełnioną matką, żoną i kobietą. Mam cudownego męża, córeczkę, która daje mi wiele szczęścia choć i często spędza sen z oczu oraz że mam wewnętrzny spokój. I cieszę każdym dnieniem, bo nie myślę co będzie jutro. Nie planuję, nie analizuję, bo wiem, że zawsze znajdę lepszych i gorszych od siebie.
Może z czasem wtopimy się w tłum oby jak najszybciej…
Tu muszę pochwalić Adę, ona łamie wszytskie stereotypy, chce się komunikować coraz bardziej i wszystko wie, dzielna Adulka, a że przekazać nam wszystkiego jeszcze nie potrafi to od tego ma rodziców. Stąd też w naszym domu nowe Ciocie, nowe obrazki, nowe zadania i zabawy, które maja nasza córkę rozwinąć komunikacyjnie. Bo jakby ktoś nie wiedział nasz „maleńki” skarb niedługo pójdzie do szkoły. Na tę chwilę to wszystko. Pozdrawiam Ciocię Monikę z Torunia. Dzwoń kochana nawet jak są wpisy. Czekamy na głosy od wszystkich bo to nam daje siły i utwierdza nas w myśleniu, że jesteście z nami nawet jak się nie widzimy. Buziaki dla wszystkich.
.. |